Niemal cztery lata na walizkach. Dwanaście przeprowadzek. Dwanaście nowych domów i osiem do złudzenia podobnych szkół. Sześć krajów i setki poznanych osób. Ciągłe życie w drodze sprawia, że chcąc nie chcąc zaczynasz nazywać swoją rodzinę stadem, a samego siebie samotnym wilkiem. Wiesz, że nie warto rozpakowywać swoich rzeczy, bo za chwilę rodzice i tak ogłoszą wyprowadzkę. Nie przywiązujesz się do nikogo ani niczego, ponieważ to wszystko jest dla ciebie jak śnieg, który prędzej czy później roztopi się i zniknie. Każde miasto to nowa i jednocześnie ta sama historia. Te same ulice przepełnione samochodami, kawiarnie wieczorem oblegane przez grupy przyjaciół i zakochane w sobie pary. Centra handlowe, dworce, lotniska, parkingi, szkoły, biblioteki, do znudzenia przypominające te, które już poznałam. Nazywam się Debra Moquin i właśnie przeprowadzam się po raz trzynasty. Po raz kolejny wniosę walizki do swojego tymczasowego pokoju i pójdę do nowej szkoły, którą pożegnam zanim zdążę się obejrzeć. Trzynasty raz poznam kolejne, nudne miasto tylko po to, żeby za kilkadziesiąt dni pożegnać się z nim na zawsze.