Mam na imię Joanna. Mam 12 lat, więc chodzę do szóstej klasy. Mieszkam w Gdańsku, blisko stoczni Gdańskiej, w bloku. Opowiem wam o moim jednym dniu, który przytrafił mi się 16 marca 1985r. Wstałam o 7.00 rano, bo lekcje zaczynają się zawsze o 8.00. Poszłam do łazienki, a w tym samym czasie mama złożyła mi mój półkotapczan. Później babcia zrobiła mi warkocze z pięknymi dwoma kokardami. Zjadłam szybko śniadanie: dzisiaj niestety były kanapki z tym ohydnym solonym masłem, a nie moja ulubiona owsianka, bo mleczarz jakoś do nas nie dotarł. Co mu się znowu wydarzyło? Przez te wstrętne kanapki śniadanie mi nie szło i nagle zrobiło się bardzo późno. Błyskawicznie włożyłam mój fartuszek, wrzuciłam tornister na plecy i pędem pobiegłam do szkoły.Gdy weszłam do szkoły, musiałam przebrać buty na moje juniorki. Następnie poszłam na lekcję matematyki. Gdy skończyłam wszystkie zajęcia, wróciłam do domu i odłożyłam tornister. Gdy mama przyszła z pracy, oznajmiłam jej, że sąsiadka powiedziała, że w sklepie rzucili banany. To pewnie dlatego, że zbliżają się święta. Mama kazała mi natychmiast pobiec i stanąć w kolejce. Stałam 3 godziny z moją koleżanką z klasy, więc nie było tak nudno. Niestety, gdy już byłam prawie przy ladzie, zabrakło bananów, mimo że sprzedawali tylko po dwa kilogramy na głowę. No cóż, nie pierwszy raz... Załamana wróciłam do domu i o wszystkim powiedziałam mamie. Mama tylko głęboko westchnęła i spuściła głowę. Po chwili przyniosła mi na pociechę tabliczkę wyrobu czekoladopodobnego "Mela". To akurat udało się zdobyć tacie kilka dni temu i rodzice schowali ją już na święta. Wtedy przypomniało mi się, że moja klasa wygrała zawody w dwa ognie. To poprawiło nam humor. Ciąg dalszy nastąpi
17 ans, marocaine et turc, Zayira.. une fille complètement perdu sur sa vie, va bientôt être mise à la rue.
Elle va faire la rencontre d'un groupe qui va changer sa vie à jamais..