Otóż jest przepowiednia, już od bardzo bardzo dawna, że raz na milion krenów powinien rodzić się elf, który ma 4 magiczne zdolności. Są one niezwykłe i wprost potężne. Mają służyć ochronie ludu i natury. I kiedyś, miliardy lat temu, ta przepowiednia się spełniła. Urodził się "Elf Tysiąca Potęg". Władał nad 4 żywiołami. Potrafił robić piękne rzeczy. Chronił mieszkańców i wszystko co ich otaczało. Niestety, pewnego dnia, przez istotę której imienia zakazane jest wymawiać został opętany, a swoje zdolności mające pomagać zaczął wykorzystywać by niszczyć i siać terror. Atakował niewinne miasta i wsie, burząc i niszcząc wszystko co popadnie. Budząc grozę i strach przy pomocy swoich zdolności. Ale nie wiedział jednego. Że ten, kto mu je podarował jest w stanie go zniszczyć. Gdy się o tym dowiedział, śmiał się i szydził z niego. Wyzwał Wszechmocnego na pojedynek. Po długiej i zaciętej walce przegrał, i od tamtej pory, przestały rodzić się elfy "obrońcy ludu", a cały ród elficki wyczekuje jego odpowiedniego następcy. ❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤ O życiu i przygodach, miłościach i radościach, przeczytacie w tej książce z humorem, wzruszeniem oraz nutką dreszczyku. Z góry sorry za interpunkcję ale z Polaka jestem noga i to lewa. Mogą czasem pojawić się wulgaryzmy. Główna bohaterka z początku nie została stworzona do celów książkowych. I wybaczcie za czasem nielogiczne wypowiedzi lub wątki. Edit: Ostrzegam, że mocno zalatuje cringem i lepiej nie zwracać na nią uwagi. I chyba nie zamierzam juz tego kończyć.