Spadające krople deszczu tłukły niemiłosiernie w i tak przemakający, pokryty strzechą dach dziewiętnastowiecznej chaty gdzieś na rosyjskim odludziu. Jego mętny wzrok lustrował cienie mieniące się za brudnym oknem, których natężenie wzrastało wraz z natężeniem wódki w żyłach. Nic nie zapowiada zmienności w tej kolejnej, monotonnej, pijackiej nocy przepełnionej pustką, samotnością i smutkiem. Jednak w pewnym momencie jeden z cieni zatańczył za oknem, pojawiwszy się na dużo dłużej od reszty, po czym zniknął zupełnie. Rozległo się pukanie do drzwi.All Rights Reserved
1 part