Belili ogląda wyruszające karawany z Gannaj co dwa lata, więc i teraz nie może jej zabraknąć. Nie mogła też opuścić pożegnania jej brata, jednego z Kupców. Dzień miał być taki sam jak co dwa lata. Belili siedziała pod płaczącą wierzbą i czekała na Kupców na bogato odzianych słoniach, wielbłądach, i ich obrońców na koniach zwanych Łowcami. Niestety, coś poszło nie tak. Widać było tylko ogień.