Gdyby ktoś zapytał Richiego, do jakiego zwierzęcia podobna jest Léa prawdopodobnie porównałby ją do kota lub wiewiórki. Albo motyla. Lub słowika. Miałby zagwozdkę. Bo chodziła własnymi drogami, była płochliwa, był w niej jednocześnie nieprzebrany smutek i nieodkryte do końca pokłady życiowej radości. I była tak melancholijnie piękna. I ruda. To przede wszystkim.