Miłość od pierwszego wejrzenia ponoć nie istnieje, a przynajmniej ja w nią nie wierzę. Zainteresowanie za to pojawia się zupełnie nagle, często nawet znikąd, a stamtąd do zakochania droga już bardzo krótka... Byłam jeszcze młoda. W końcu dwadzieścia jeden lat to niby wiek ludzi dorosłych, ale co ja mogłam wiedzieć o życiu? W sercu miałam tylko pasję i nadzieje wobec rozpoczynających się, wymarzonych wczasów. Nie sądziłam, by miały być jakkolwiek zbliżone do idealnych, przynajmniej dopóki nie stałeś się jedną z atrakcji, które spotkały mnie we Włoszech. Wakacje trwają ledwie dwa miesiące, by ostatniego dnia sierpnia zakończyć się na zawsze. Wakacyjna miłość powinna więc również umrzeć wraz z sierpniem i stać się tylko kolorowym wspomnieniem. Jednak to, co spotkało mnie, musiało być wyjątkowo nieśmiesznym wyjątkiem od reguły, bo choć uczucie miało być chwilowe, nigdy nie uleciało; w przeciwieństwie do czasu, który stał się naszym najgorszym wrogiem. Nazywam się Isabelle. A to historia o tym, jak głupia byłam, mając lat dwadzieścia jeden. [opowiadanie pierwotnie pojawiło się roku 2017/2018, obecna wersja to całkowity rewrite]
20 parts