„Myślałem, że miejsce, w które nie mogą wedrzeć się ci mistyczni wtedy dla mnie tytani musi być rajem na tak śmiesznym skrawku ziemi należącej do ludzkości. I wiesz, choć zostaliśmy zepchnięci pod trzy potężne Mury i trzymani byliśmy niczym ptaszki w małej, metalowej klatce rzucające się w oszalałej próbie wydostania się z ciemiężących nas drutów i prętów, przecinających się i blokujących nam drogę ku wolności, chociaż w naszych umysłach mieliśmy jej skrawek, aby mieć tyle siły, by wzbić się w bezkresne przestworza na swoich chorowitych skrzydłach. Teraz, czując ciepło słońca na twarzy i mając wiatr we włosach, po dziś dzień nie potrafię zasmakować tej wolności, o której tyle śniliśmy. Mimo tego wciąż wdzięczny ci jestem za podarowane mi życie i ciepło twoich słów. Nadal pamiętam twoje delikatne dłonie na swoich zimnych policzkach. Mam ochotę cofnąć się w czasie, by móc jeszcze raz spojrzeć na ciebie, twoje oczy, twoje usta i nos i włosy. Tak bardzo chciałbym cię zobaczyć - chociaż nie pamiętam, jak wyglądasz. Zapomniałem. Przepraszam. Bóg mnie już chyba opuścił. Zaczynam bredzić. Twój syn, Levi" Podpalając list nad kiblem, brudnym i śmierdzącym, jak cała ta pieprzona, dzielona łazienka przy pokojach niższej rangi Zwiadowców, miał wrażenie, że wciąż był tym marnym, kruchym ptaszkiem w klatce - tylko że wystawionym na taras. I zapomnianym, pozostawionym samemu sobie. Na rozdziubanie wron i zębiska lisów. „𝗠𝗮𝗺𝗼, 𝘇𝗮𝗯𝗶𝗲𝗿𝘇 𝗺𝗻𝗶𝗲 𝗱𝗼 𝘀𝗶𝗲𝗯𝗶𝗲." ~ w trakcie poprawy ~
10 parts