Gdyby Itachi chciał, mógłby zamiast prostego gestu, stuknięcia w czoło, powiedzieć bratu o niej, i kazać mu odszukać dziennik - jedno życie byłoby szczęśliwsze. Na dwa, które beznadziejnie rozbabrane, przepadły i zamieniły się w legendę, której sensu nie pozna jedyna z osób, która znać go powinna. Może jednak nie był geniuszem. Gdyby Kaoru chciała, mogłaby zamiast westchnięcia, wykrzyczeć jego imię. I może to by mu dało więcej sił i nadziei na to, że się jednak uda? Że przetrwa, nie tylko sam w sobie, ale i sam w nowej osobie. I że ona będzie na kartach historii kimś więcej, niż tylko samotną kobietą. Może jednak nie widziała przyszłości. Bo kiedy Kaoru Modegi grzebała patykiem w zwłokach poległych na wojnie kuzynów, Itachi Uchiha tulił brata do siebie i obiecywał, jemu i sobie, że nie dopuści do tego kolejny raz. Kiedy ona rozrzucała wokół siebie kolejne niedorobione klony, on już miał pod sobą oddział ANBU. Bo kiedy ona zyskała rozgłos jako pisarka, on był w swojej rodzinnej wiosce, i przez połowę świata ninja, uznany za potwora. Bo coś poszło nie tak. Chociaż umarli razem.