Przeciągnęła się i trąciła stopą psa śpiącego w jej nogach. Radio-budzik nie przestawał dzwonić, więc nie zostało jej nic innego, jak podnieść się z łóżka i go wyłączyć. Zegar wskazywał 6:40. Był to jej 11. dzień pracy pod rząd. Jeszcze tylko 8 godzin i w końcu czeka ją dzień wolny. Jeden. Dolała wody do zbiornika ekspresu i wstawiła kawę. Z parującym kubkiem przeszła na balkon i zaciągnęła się odpalonym po drodze papierosem. "Bo to, co nas podnieca, to się nazywa kasa" pomyślała i pokręciła głową.