Zlecenie brzmiało wyjątkowo prosto. Chodziło o to samo, co zawsze: wejść, wykraść konkretny przedmiot i wyjść, nie budząc żadnych podejrzeń. Bezimienny robił to setki razy i nie zwykł zawodzić pracodawców. W końcu ktoś, kto ośmiela się nazywać mistrzem eyrahornskich złodziei nie może być amatorem. Niestety, zlecenie tylko brzmiało prosto. Miało swój haczyk: wykraść kolię aktorki podczas trwania spektaklu.