Byłam wtedy na polanie, w szkole. Grałam z Aśką w kółko i krzyżyk. Obok chodziła sobie lama i żuła sobie martwe pasikoniki. Miała na imię Laura. Podeszła do nas i zapytała -mogę też grać? -oczywiście- odpowiedziałyśmy po czym Laura usiadła mi na nodze i musiałyśmy wszystkie jechać do szpitala. Okazało się że Laura zadławiła się pasikonikiem i omdlała na 30 sekund ale potem wstała i pobiegła do mnie. Tata Laury wszedł do mnie i do Aśki ale na samym progu się przewrócił o swojego wielkiego rudego wąsa. Gdzie jest mama? - zapytała się Laura. -umarła. -Aha. -Aśka wyglądała na zdenerwowaną. -Co się stało? - zapytałam. -Jutro mam zawody. -na pewno będzie ktoś lepszy od ciebie nie martw się. - pocieszyłam ją. Zapadła minuta ciszy, dopiero w tedy Laura sobie uświadomiła że jej mama umarła, bo wcześniej sobie dłubała w dziąsłach bo miała resztki ogona pasikonika. - Czemu wogule to mama nie żyje? -Bo gdy się dowiedziała że w wyniku wojen opiumowych Chiny stały się zależne od obcych mocarstw zadławiła się serkiem mascarpone i zemdlała, a potem potknęła się o mojego wąsa i wyrżneła o karton z butami w toalecie. Lekarz powiedział że pod wpływem amfetaminy- odpowiedział tata Laury (lamy). Następnego dnia Aśka zginęłą bo upadła na nią 120 kilogramowa sztanga.