Draco Malfoy? Pamiętam go. Ślizgon, ale tylko w teorii. Nie pasował do nich, był za słaby. Nazywali go też Śmierciożercą, ale tylko idioci, którzy go nie znali, czyli tak naprawdę cały świat. Znałam go trochę z innej strony. To oni wykorzystywali go i jego słabości. Był jedynie pionkiem w ich grze, marionetką podległą swym panom. Służył im, nawet myśląc, że występuje przeciw nim. Nie miał szans w tej nierównej walce. Pamiętam też jego rany po żyletce. Pamiętam nawet te chwile, w których zamykał drzwi, siadał na podłodze i płakał, pozwalając by łzy bezradności spływały po jego bladych policzkach. Pamiętam też jego ostatni uśmiech, gdy na mój widok lekko uniósł lewy kącik ust... Powtarzano mi, że najsłabsze ogniwa wygasają najszybciej. On był tego dowodem.
Rozdziałów jest dużo ale nie są jakoś szczególnie długie.
Chłodny, arogancki i skryty - taki właśnie był.
Zbyt późno zorientował się, że już dawno go przejrzała, a dusze miała czarniejszą niż nocne niebo.
Ten moment, kiedy twój największy koszmar staje się najbardziej pożądanym marzeniem.
Alexandra nie wiedziała, że istnieje ktoś równie irytujący co czarujący, a Riddle tym czasem nie miał zielonego pojęcia o tym, że pozna kogoś kto przejrzy go bardziej niż ktokolwiek inny.
Bo ludzie mają tendencje do wybierania właśnie tego co dla nich najgorsze.
*Opowiadanie zgodne z kanonem J.K. Rowling*