Kroczyłam moimi brązowymi łapami tysiące kilometrów. Niebieskimi oczami widziałam wiele śmierci. Pazurami wydrapywałam przerażone oczy. Zębami rozgryzałam szyję. Ciałem przygniatałam ofiarę. Byłam wojowniczką, strażnikiem. Chroniłam wilki przed zbuntowanymi. Nie miałam stałego miejsca zamieszkania, kroczyłam po całym kraju. Wraz ze swoimi współpracownikami zabijaliśmy steki buntowników, jednak ich liczba nie malała jakoś diametralnie. Przypadkiem zabiłam nie tego wilka którego powinnam. Musieliśmy działać szybko. Główny alfa zarządził naradę. Wszystko było by okej gdyby nie to, że musiałam iść na tą naradę. Było całkiem dobrze, dopóki nie wszedł tam on, mój mate. Chroniłam wilki, nikt nie chronił mnie. A on? Był w stanie umrzeć w mojej obronie i chyba to sprawiło, że szczerze się w nim zakochałam. Jednak to przyszło z czasem, bo najpierw musieliśmy zniszczyć zbuntowanych. Opowiadanie zawiera wulgaryzmy i sceny 18+