-Gdy świat powstaje po upadku, upada drugi raz, a przynajmniej nasz mały świat. Tym razem nie tak głośno jak za pierwszym razem. Kto wie, czy upadające drzewo wydaje dźwięk, kiedy nikt nie słyszy. Z resztą, w tych mrocznych, pozbawionych koloru czasach mało kto lubi filozofować, została nas garstka w mieście. Jesteśmy zdani tylko na siebie, na nasze umiejętności wyuczone przez niezliczone ilości wypraw, naszych towarzyszów broni, którym ufamy bardziej niż samym sobie i nasze kobiety podtrzymujące jeszcze resztki psychiki w dobrym stanie. Nikt nie usłyszy naszego wołania o pomoc, a przynajmniej mam taką nadzieję. Nie okazuj słabości - oni to wykorzystają. Miej oczy szeroko otwarte, w końcu oni i tak mają je szerzej otwarte. I najważniejsze nie daj się zabić Stalkerze! Nie chcesz chyba skończyć jako jednodniowa porcja białka dla mutantów? Łap za karabin, maska na głowę. Znasz swój cel, powodzenia...
Żelazne prowizoryczne wrota zamknęły się za męską posturą w gumowym stroju. Jego oczy były przyzwyczajone do widoku szarości nieba i na w poły zrujnowanych blokowisk. Przynajmniej na pierwszy rzut oka dzisiaj było spokojnie. Najbardziej cieszył brak gołębi na niebie, chyba każdemu stalkerowi napsuły tyle krwi, by znienawidzić te latające szczury. Postać po raz drugi obejrzała dokładnie otaczający go teren.
-Na reszcie koniec gadania dziadka, tylko na powierzchni można od niego uciec - Chłopak wymamrotał ignorancko pod nosem trąbowatej maski i ruszył w drogę. W głowie powtarzał kolejne kroki swojej misji. Była nie cierpiąca zwłoki. Jednak nie na tyle, by łamać zasady
narzucone przez obecną faunę i florę. Wszystko w tych czasach jest śmiertelnie niebezpieczne. Szybko o tym można się przekonać, pół niewłaściwego ruchu, potem możesz sie domyślać co się dzieje, tracąc kamuflaż i stając oko w oko z mordercą. Selekcja naturalna uległa mocnemu zaostrzeniu. Zabij albo bądź zabitym.