Puk. Nagłe, choć ciche i pojedyncze uderzenie, najprawdopodobniej w drzwi wejściowe. Zaciskam chude palce na szklaneczce, poza tym pozostaje nieruchomo i nasłuchuje. Chwila ciszy, po niej kolejne uderzenia, trzy następujące tuż po sobie, tym razem nieco głośniejsze. Nie zamierzam wstać, nikt normalny nie przychodziłby przecież w odwiedziny o trzeciej w nocy. Słysząc kolejne uderzenia powolnym ruchem podnoszę nogi, po czym obejmuje je ramionami nie wypuszczając szklaneczki z pomarańczową zawartością z rąk. Roznoszą się kolejne huknięcia, nieprzerwane, teraz ktoś już wściekle nawala w drzwi, jakby chcąc je rozwalić. W myślach błagam, by przestał walić, krzyczę, ale strach trzyma mnie za gardło i zmusza do milczenia. Mam wrażenie, że od tej siły całe mieszkanie drży.All Rights Reserved
1 part