Pewien uliczny malarz po raz kolejny zapragnął, by mógł znaleźć kogoś godnego dla niego. Chciał, żeby to była najcudowniejsza osoba, na jaką nikt nie zasługuje, nawet on sam. Marzył o wznowionym odczuciu tej samej przyjemność z trzymania ławkowca w swoich poplamionych, szorstkich i nieczułych śródręczach. Łaknął by to była ostatnia piękność jaką pozna, z możliwością utrwalenia jej twarzy na zawsze w myślach. Lecz nie spodziewał się, że los będzie na tyle łaskawy, aby zesłać mu boginię spod rąk Botticelliego.
1 part