Dzisiaj zdarzyło się coś naprawdę dziwnego. Może cofnę się do samego początku. Czekałam na ten dzień 2 lata. Jechałam pierwszy raz pojeździć na koniu! Piękny, wrześniowy poranek zapowiadał cudowny dzień. Od razu gdy wstałam poszłam obudzić moich rodziców by przypomnieć im dokąd jedziemy. Dojechaliśmy na miejsce. -Co za cudowne miejsce!-powiedziałam do taty Naprawdę tam było c u d o w n i e! Od razu wiedziałam, że to mi się spodoba. Ale nie wiedzialam że aż tak! Miałam jeździć na koniu o imieniu Sindy. Była to przepiękna, kara klacz sportowa (podobno wszyscy zawsze się o nią biją). Jazda przebiegła dość szybko. Aha, i zapomniałam jeszcze wspomnieć że stajnia liczyła aż 67 koni! Dużo, No nie? Gdy wracaliśmy do domu już pytalam mamy kiedy mogę znowu jechać, a ona za każdym razem odpowiadała że we wtorek. A przecież wtorek był za aż 3 dni. Szczerze to myślałam że nie wytrzymam tyle dni, ale na szczęście wytrzymałam. We wtorek jazdę miałam umówioną na 15:30 więc miałam tylko pół godziny aby sie przebrać po szkole. Tym razem jeździłam na Bad Boy. Trochę się przestraszylam bo bad boy to zły chłopak. Ale nie potrzebnie. Bad Boy był milutkim konie szkółkowym. Jazda przebiegła bardzo miło. Jak to pani instruktor ujęła ,,mam cudowny dosiad" bardzo sue ucieszylam bo podobno ta pani nikogo nie chwali. Po powrocie do domy cały czas myslalam tylko o jednej rzeczy...