- Całe zrozumienie mitu jak i wyciągnięte wnioski są po prostu bzdurą. - powiedział lekko unosząc kąciki ust, a pan Clark aż zassał powietrze w szoku, przez dobór mało delikatnych słów chłopaka i spojrzał na mnie przelotnie.
- Hm, rozumiemy przekaz, - wydukał pocierając siwy zarost dłonią. - ale postaraj się następnym razem, używać bardziej finezyjnych zwrotów, to jednak lekcja o literaturze. - skinął mu porozumiewawczo głową, a potem zwrócił się do mnie.
- A więc, co ty na to, panno Stones, jak się odniesiesz, do słów naszego nowego kolegi?
Wzięłam niepewny wdech i po raz kolejny założyłam przeszkadzający mi kosmyk włosów za ucho.
- No cóż, ja z kolei uważam, że to moje zdanie i mam do niego prawo, ja zinterpretowałam ten mit w taki sposób, a nie inny, ale nie oznacza to, iż jest to... - zaczęłam koślawo się bronić, starą, dobrą metodą "własnej, subiektywnej, interpretacji". Czyli w uproszczenia plotłam od rzeczy.
- Kolejna... - zaczął Charon, ale czując na sobie wymowny wzrok profesora, zmienił zdanie. - pomyłka.
Teraz już lekko poirytowana, zacisnęłam dłonie w pięści i położyłam je wzdłuż ciała, za mównicą.
- Nie rozumiem, niby dlaczego? - odparłam czując jak żyła na mojej szyi zapulsowała.
- Dlatego, że nie wiesz jak jest piekle, w jego najgłębszych czeluściach i zwyczajnie nie potrafisz sobie wyobrazić co czuł Orfeusz do Eurydyki, czy też będąc tam. Nie znasz realiów tamtego świata, nie pojmujesz jak tam jest, a nic nie jest tam pewne, nawet jeśli zostało obiecane. - powiedział mrożąc mnie spojrzeniem oczu, których źrenice znacznie się powiększyły niemal w całości pokrywając tęczówki.
- Chcesz, więc powiedzieć, że Ty znasz jego realia? Byłeś w piekle i wiesz co czuł Orfeusz będąc tam i widząc na własne oczy? - syknęłam zdenerwowana jego arogancją i tą dziwną pewnością siebie, jakby faktycznie wiedział co mówi.
- Je
Blair po doświadczeniu zdrady mężczyzny, którego kochała, nie może dość do siebie. Zdrady, która wydarzyła się w najgorszym możliwym momencie.
W akcie desperacji, jedzie do baru, jednak gdy chce wrócić do domu, staje się ofiarą ataku dwóch facetów, z opresji ratuje ją inny nieznany jej mężczyzna.
Mija rok. Blair wraca do rodzinnego miasta, aby rozpocząć drugi rok praktyki adwokackiej w kancelarii swojego ojca. Próbując odnaleźć równowagę między przeszłością a teraźniejszością, w windzie spotyka mężczyznę, który wydaje się jej znajomy. Jego ponure spojrzenie i krótkie "dzień dobry" budzą w niej niepokój, którego nie potrafi zignorować. Nie zdaje sobie sprawy, że to właśnie ten mężczyzna, jej wybawca z tamtej nocy, został nowym współpracownikiem w kancelarii jej ojca.