Wbiegłam w Las. Mogę przyznać że jeszcze nigdy tak szybko nie biegłam. Z sekundy na sekundę krajobraz który mijałam zmieniał się. Drzewa otaczające mnie również się zmieniły. Nie chodzi tu o zmianę wyglądu, lecz o zmianę czasu. Zegarek który miałam na nadgarstku zwariował. Wskazówki przesuwały się w expresowym tempie, w dwie różne strony. Nie zatrzymywałam się. Przemieszczałam się dalej w głąb lasu. Moje długie kasztanowe włosy powiewały za mną. Jednak w krótce otoczenie z wyglądu również się zmieniło. Z wiosny na lato. Z lata na jesień. Z jesieni na zimę. A z zimy na wiosnę. I tak w kółko. Moje bose stopy odbijały się od ziemi. W jednej chwili natrafiały na miękką, świeżą trawę. W drugiej na suchą. Następnie na kruszące się liście, a na końcu na puszysty, biały śnieg. Tak samo było z godzinami. Wschód słońca, południe, zachód i noc. Miałam na sobie zieloną suknię do ziemi z dziurą w dekolcie i zieloną kokardą na szyi. Nagle usłyszałam trzask łamanych gałęzi i wiedziałam że to balu*. Zamknęłam oczy i sięgnęłam umysłem do swojego środka. Natrafiłam na silną energię. Nie miała ona żadnej faktury. Nie będę z nimi walczyć- pomyślałam. Utworzyłam portal i bez oglądania się za siebie weszłam w niego.