Lwy Morskie są opowiadaniem ponurym. Jak to określili niedawno jego czytelnicy: „mrocznym", „przykrym", „chciałoby się uciekać, ale wiadomo, że nie ma dokąd". Ja bym jeszcze dodała, że momentami obleśnym, obrzydliwym. Mimo to będę się upierać, że pozytywnych akcentów wcale nie brakuje, tylko ich znalezienie w niesprzyjających warunkach jest troszeczkę utrudnione. Na post-apokaliptycznej, rozgrzanej pustyni da się odnaleźć miłość, czułość, troskę i zabawę. Do samego końca... cóż, zawsze jest jakiś koniec. O to nie możecie do mnie mieć pretensji.
Ich zakon był jedynym, jaki znała - oddanym służbie rodzinie królewskiej. Od dzieciństwa związana z samotną księżniczką, teraz towarzyszy jej w drodze do sąsiedniego królestwa na aranżowane małżeństwo.
Jednak wieści o nagłej zmianie sukcesji i o lesie, który pochłania królestwo, rodzą w niej po raz pierwszy wątpliwości.
Lecz wkrótce i one zostaną uśpione, oblepione otumaniającym zapachem fiołków