Rodzina - nie mamy na nią wpływu, daje wsparcie albo wysadza nas emocjonalnie. Żyjąc w rodzinie psychologów zajmujących się problemami rodziny, funkcjonowaniem rodzin patchworkowych - tez w takiej jestem - trudno nie mieć refleksji na ten temat....
Zatem moje spostrzeżenia z ostatnich dwóch lat - z obserwacji bliskich, dalszych bliskich, rodzin bliskich znajomych -
1. "Macocha" i "ojczym" to straszne określenia, jak z bajki o Jasiu i Małgosi braci Grimm xD, nie na 2020 r.
2. Drugi mąż matki i druga zona ojca mogą być bardzo ok
3. To fajnie, że rodzice mają dobre życie i dobre relacje z nowymi współmałżonkami, gorzej jakby byli sami i mega sfrustrowani - tacy są najgorsi
4. Mężowie matek i żony ojców mogą byc ok, o ile nie podchodzi się do tego jako alternatywnej matki i ojca, tak to bez sensu. Oni są dla nich, nie dla nas. A jak jest o czym pogadać i są w porządku i zajmują się czymś ciekawym to jest nawet inspirująco, tak jakby miało się 4 rodziców xD (no chyba, że czyjś ojciec ma nową zonę 20 lat młodszą od matki to słabo, ni to ciotka ni koleżanka, tego nie czuję)
5. 4 rodziców to 4 zawody, 4 różne światy doświadczeń i pasji - bywa ciekawie. No ale to się docenia nie jako dzieciak, a w wieku 14-16 lat.
6. Dla nowych partnerów rodziców tworzenia relacji z nami bywa większym wyzwaniem i stresem niż dla nas. Bo nie wiedzą, co myślimy, jak się nastawiamy i czego oczekujemy. Hehehe. Dużo pracy domowej do odrobienia. xD
7. Może okazać się, że nowa żona ojca podziela nasze pasje (albo mąż matki ewentualnie) i lepiej rozumie nas niż matka z ojcem, ja tak mam .
8. Nie ma się czego obawiać, ale trzeba się dać poznać, a nie tworzyć jakiś sztuczny obraz siebie, by dana osoba myślała, że jesteśmy tacy a nie inni, tacy jak chcemy. Luz. Jak się ma 15 lat a rodzice 45 to jest świadomość, że z tą osobą będziemy mieć kontakt jeszcze ze 30-35 lat, więc lepiej oswoić i poznać, a nie s