"- Wiem, że jesteś nowy, ale w tej szkole panują zasady i nie lubimy tu przemocy, dlatego wypuść Ashtona i może sprawa rozejdzie się po kościach, okej? - Okej. - Pokiwał głową, choć wciąż brzmiał na lekko rozbawionego. Odsunął się od drzwiczek, skąd Irwin wręcz wypadł z impetem. - Jak masz na imię? - Umn, Luke? - Przedstawiłem się niepewnie. - Fajnie. - Skinął. Zdezorientował mnie, dlatego straciłem czujność, pozwalając by nowy chwycił moje ramię i ku zaskoczeniu gapiów, mnie wepchnął do szafki, na miejsce Ashtona, przytrzymując zamknięcie. - Hej! - wrzasnąłem. - Ja jestem Michael - odpowiedział w stronę dziurek, które miały pewnie za zadanie wietrzyć i chronić szafkę przez stworzeniem trampkowej bomby biologicznej. - I żaden dupek nie będzie łaził za mną i komentował mojego ubioru i mojego piercingu, żeby potem kolejny dupek implikował mi, że nie rozumiem zasad. - Super, Michael, ale teraz mnie wypuść!" Albo... Gdzie Luke jest definicją pozytywnego myślenia, a Michael to synonim burzy. Czy też... Gdzie Luke nie potrafi pogodzić się z tym, że ktoś go zwyczajnie nie lubi, dlatego za wszelką cenę próbuję wywołać uśmiech na twarzy Michaela. ______________ TW: ta książka jest fanfiction i nie ma nic wspólnego z rzeczywistością! grudzień 2020 - czerwiec 2021
41 parts