44 parts Complete Wszystkie historie zaczynają się ładnie. Ale nie moja.
20 września 2011 roku przyszłam na świat - podobno szczęśliwe dziecko, w dobrym domu, w mieście, w którym każdy zna nazwisko mojego ojca. Ale moje życie wcale nie przypominało bajki. Od zawsze czułam się inna - jakby coś we mnie pękało, choć na zewnątrz wszystko wyglądało idealnie. Wysokie stopnie, książki, treningi, perfekcyjna córka. W środku - pustka.
On był zupełnie z innego świata. Chłopak z osiedla, który zamiast książek miał pięści, a zamiast klasówek - walki w klatce. Trenował MMA, chodził na siłownię, wiecznie poobijany, z tatuażami, które wyglądały jak mapy jego życia. Gdy go pierwszy raz zobaczyłam na stadionie, w sektorze kibiców Lecha, krzyczał i śpiewał tak głośno, że zagłuszał cały tłum. Miał spojrzenie, które przebijało na wylot.
Ja - dziewczyna z dobrego domu. Siatkówka, samoobrona, książki. Dobry uczeń, idealna córka. Wszyscy myślą, że jestem silna, ale tylko ja wiem, jak trudno mi się podnieść każdego ranka.
Spotkaliśmy się w najgorszym momencie mojego życia. Psycholog mówił o wypaleniu, o tym, że muszę zwolnić, że muszę się nauczyć oddychać. Ja nie umiałam. Potem przyszedł trening samoobrony - miejsce, gdzie się poznaliśmy. On - trener zastępczy, ja - nowa dziewczyna, która próbowała uciec od myśli.
„Zawsze walcz do końca" - powiedział wtedy, kiedy próbowałam pierwszy raz zablokować cios.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że jego życie też jest walką.
Kibicowaliśmy tej samej drużynie. Lech Poznań - to był nasz jedyny wspólny punkt zaczepienia. Stadion, mecze, adrenalina. Z czasem było nas więcej niż tylko te trybuny. Rozmowy po nocach, wspólne biegi.
Potem przyszła kontuzja. Nie moja, jego. MMA zabierało zdrowie. Mówił, że się nie podda, że wróci do klatki. Ja mu wierzyłam.
Nikt nie wiedział, że to wszystko - moje zaburzenia, jego kontuzja, nasze dwa światy - za