Nigdy nie miałam przyjaciół. Rodziny zresztą też nie bardzo - zaległy w swoim laboratorium na wieki, nie do końca normalny, z niezłą obsesją na jednym punkcie brat się nie bardzo liczy, co? Za to miewałam koszmary - śniło mi się, że szłam przez miasto, po szkole, po parku, a ludzie jakby w ogóle nie zdawali sobie sprawy z mojej obecności. Nawet nieświadomie omijali mnie łukiem, jakbym nigdy nie istniała. Najgorsze jednak było to, że po obudzeniu ten koszmar dalej trwał i dalej trwa od kiedy pamiętam. To wcale nie tak, że jestem jakimś wyrzutkiem, którego obgaduje się za plecami - ja po prostu dla tych wszystkich ludzie nie istnieję. Nikt nigdy nie widział mojej twarzy, mimo, że mija ją codziennie; nie słyszał mojego głosu, mimo, że często głośno nucę pod nosem; nikt nigdy nie wiedział, że taki ktoś, jak Cho Okimoto (jedyna rzecz, jaką nienawidzę bardziej od tego bycia niby-duchem - moje przygłupie nazwisko). Nikt nigdy nie widział, że moje "nieistnienie" nie jest jedyną nadprzyrodzoną rzeczą, jaką posiadam.
[...]
Jednak mam jeszcze marzenie. Chyba mogę Wam powiedzieć - jak ma się nie spełnić, to się i tak nie spełni - marzę, że spotkam kiedyś kogoś takiego jak ja, a przynajmniej podobnego... Wystarczy, że będzie mnie widział!
Co, myślicie, że za dużo sobie życzę? Powiem Wam, że wcale nie - ja wiem, kto mógłby być taki. Nie, to żaden z ludzi - ludzie mają kiepski wzrok, jeśli chodzi o takich jak ja. Są jednak tacy, którzy widzą więcej. Są to Shinigami - Bogowie Śmierci.
co zrobi jak pozna o nim prawdę, która wszyscy znajomi przed nią ukrywają?
czy aby na pewno, bedą sobie pisani?
czy aby na pewno, nikt nie będzie chciał zniszczyć tej znajomości?
czy aby na pewno, dadzą sobie radę?