Uwaga! Występują krwawe, brutalne sceny, morderstwa, tortury, nieco przekleństw oraz choroby psychiczne, więc jeśli jesteś wrażliwa/wrażliwy na tego typu rzeczy, lepiej nie czytaj.
***
Tamtego wiosennego dnia błękit nieba spowiły ciemne, burzowe chmury. Blade niczym śnieg błyski piorunów rozrywały przestrzeń, idąc w parze z głośnymi, przeszywającymi duszę hukami. Kryształowe krople deszczu spadały na ziemię tak szybko i w tak ogromnej ilości, iż wychodząc zaledwie na kilka sekund, można było przemoknąć do suchej nitki. Podmuchy zimnego wiatru docierały choćby do najciemniejszego zakątka miasta, rozrzucając wokół swoją siła najrozmaitsze przedmioty. W powietrzu unosił się zapach nadmorskiej bryzy połączony z nietypową, metaliczną wonią krwi.
~ Krew~
Sama nie byłam pewna czy należała do mnie czy jednak w okolicy doszło do jakichś krwawych, mafijnych potyczek. Być może i jedno, i drugie.
~Ludzie~
Spieszący się podczas ulewy, zakryci kolorowymi parasolami, niezwracający uwagi na umierającą sierotę.
~Łzy~
Spływające po niemal porcelanowej twarzy, mieszające się z kroplami zimnego deszczu.
~Mężczyzna~
Brunet w średnim wieku, który jako jedyny wyciągnął w moją stronę pomocną dłoń.
Później wszystkie wydarzenia scaliły się w jeden niewyraźny obraz.
Szpital
Mafia
Dwoje nastolatków
- Jeden wysoki, obleczony w bandaże.
Drugi niski, okryty kapeluszem.
~~
Tak było pięć lat temu.
Wszystkie te wydarzenia były niczym wicher, który swoją siłą pochłania ofiarę. Niezależnie od tego, czego pragnęłam, jakaś nadnaturalna siła pchała mnie w przód, nie pozwalając podejmować własnych decyzji. I tak dotarłam aż tutaj - do momentu, w którym mam ukończone osiemnaście lat. Według powszechnych, dość naiwnych przekonań: "Po burzy zawsze wyjdzie słońce". Jednak w moim życiu ustanie burzy stanowiło jedynie złudne przekonanie o spokoju i bezpieczeństwie.