Karin weszła do lasu zastanawiając się co ją tam czeka.Sądziła że uda jej się bezpiecznie z niego wyjś...myliła się.Szła zieloną dróżką szukając śladów napadów.Nagle zza drzewa wyskoczył rozczochrany chłopiec.Karin przyjęła pozycję bojową.Wyciągnęła zaciśnięte pięści i ugięła kolana.To było straszne,chłopiec wyciągną dzidę i zbliżał się powoli do kobiety-Kym y jestes?-Zapytał marszcząc brwi.Karin wzięła długi oddech po czym odzyskała pewność siebie-Jestem prawą ręką burmistrza miasta oraz lasu z którego pochodzisz,dlatego rozkazuje opuścić Ci las dzikusie!-Warknęła.Po tych słowach dzikus krzykną jakieś niezrozumiałe zdania po czym wbił dzidę w pierś kobiety.