Wychodziłem z lasu a przy chodniku para z małym psem się kłóciła, chłopak około 25 lat, dziewczyna podobnie. Samiec ewidentnie za bardzo nabuzowany agresją, ciężko było im się dogadać. Przechodziłem obok i zaczął rozmowę.
Ja: wszystko w porządku?
Chłopak: tak
Ja: na pewno?
On: tak
Poszedłem dalej, ale cały czas miałem ich w zasięgu, w głowie miałem myśli, że nie mogę skończyć tej rozmowy w ten sposób, więc znów zagaiłem.
Ja. Na spokojnie trzeba załatwiać takie sprawy.
On. Nie z każdym się da, uwierz mi.
Ja. Z każdym się da, wystarczy się tego nauczyć.
O. Ale to też chodzi o drugą stronę, ona też musi tego chcieć. Nie da się zmusić kogoś do tego.
Ja. Zmuszać nie trzeba, a nawet nie można, trzeba tę osobę tego nauczyć. Rozmawiać, ale na spokojnie. Idź jutro do kościoła.
I na tym skończyła się ta rozmowa. Dziewczyna przez cały ten czas nie powiedziała ani słowa. To była sobota, godzina bliska północy. Samotny spacer po lesie, w drodze do samochodu. Poszedłem dalej, zadowolony z rozmowy, nagle usłyszałem że biegnie pies. Mały piesek a za nim ten chłopak, wołający psa suczym imieniem, ale ona go nie słyszała. Rzucił tylko "nie bój się ona nic Ci nie zrobi". Bać się psa wielkości dużego szczura, przy czym szczur ma groźne zęby i może boleć. No ale nic, pies przybiegł, przywitał się ze mną, obwąchał dokładnie i zadowolony pobiegł do swojego właściciela.
Stworzyłem sytuację, miejsce i energię, którą przekazałem psu, a on tej parze. Wrócili do domu spacerem, cały czas rozmawiając, zagrali w szachy, spędzili miło czas. A następnego dnia poszli razem do kościoła.
Święta potrafią być do bani, Laura coś o tym wie.
Gdyby mogła usunęłaby je z kalendarza. Tegoroczna wigilia jest jednak dla niej wyjątkowa, spłaca bowiem dług zaciągnięty wiele lat temu. Mówią, że dobro wraca, ale czy tak będzie w tym przypadku? Czy Laura "od-nie-lubi" święta? Przekonajmy się ;)