W obliczu zagrożenia i w krańcowych sytuacjach "końców epok" z ambitnej chęci przeciwstawienia się rzeczywistości rodzą się zabójcze radykalizmy pociągające targanych słabościami ludzi swym uwodzicielskim, mocnym sznytem. Dla mieszkańców Murów i żołnierzy takim punktem granicznym było odbicie miasta, w którym wszystko się zaczęło. Sprzątnięto wojenny odpad, widmo wybuchu uleciało znad Shinganshiny, a świat po raz kolejny pogrążył się w odliczaniu czasu do momentu, w którym nastąpi kolejne, monstrualne cięcie. A jednak, kiedy wszystko dookoła szepcze gorzkie memento, Floch Forster nie zamierza poddać się ani frustracji, ani skamienieniu gorącej jak magma duszy żołnierza Skrzydeł nawet wówczas, gdy trzeba będzie kroczyć w samotności, w wiecznej tęsknocie za czymś, co zdążył pokochać. Nie spodziewa się, iż wszystko o czym myśli, w utajeniu staje się coraz bliższe komuś, kogo do tej pory uważał za obmierzłego egoistę z mocnym charakterem, którego potencjał ostatecznie wyjałowił się na polu bitwy. ⌜Ruszaj na wroga, czas zapolować, Daj im dziś poznać smak zemsty, Całym jestestwem stań się orężem Obudź drapieżcę, którym jesteś Spraw, aby ranek spłynął szkarłatem Ich przelanej krwi!⌟ ______________________________ Czytanie przed obejrzeniem finału trzeciego sezonu i dalej grozi spoilerem. Opowiadanie nie jest moją oceną Flocha ani pochwałą tego, co robi. Jest jedynie próbą jego interpretacji. Mogą pojawić się echa wątków specyficznych relacji męsko-męskich. Miniatura luźno związana z acte [przed jego epilogiem], ale można ją spokojnie traktować jako osobny byt.