Śnieg prószył za oknem, targany na wszystkie strony przez wiejący wiatr. Jego niespokojne wycie na myśl przywodziło ryczenie agresywnej bestii, które razem ze skrajnie wesołym trzaskaniem ognia w kominku przerywało głuchą ciszę, jaka panowała w nie tylko w wielkim pokoju dziennym, ale i w całym, równie wielkim mieszkaniu państwa Robackich. Przez okno znajdujące się w salonie na drugim piętrze miało się widok na uliczki opustoszałego w tej chwili Kalisza. Dom, położony na wzgórzu, dawał uczucie izolacji, zwielokrotnione przez odcinające go od świata coraz grubsze warstwy zlodowaciałego śniegu spadające na zmarzniętą glebę. Całe miasto pokryte było teraz białym, zimnym puchem, co sprawiało wrażenie, że jest całkowicie pogrążone we śnie. Cały ten obraz tak potrafił skupić na sobie wzrok ludzki i nie pozwalał go od siebie oderwać, że zamiast rozmawiać wpatrywano się w niego bez słowa.
1 part