W okowach umysłu, w mętnym stawie ledwo odbijającym fałszywe oblicze, tylko jedna istota podaje mi dłoń.
Jej trupia łapa, szuka po omacku, mojej krtani, ja tymczasem nawołuje w ciemnościach, szykując się na zbawienie. Szukając jej kościstych palców, nie zauważam jednak, jak wyglądają moje własne.
Może staną się podobne, gdy tylko złapie obco znajomą mi dłoń, wyłaniającą się z próżni. Amok nie dopuszcza wątpliwości, pragnę znaleźć coś, co wyciągnie mnie z labiryntu fałszywych doznań. Narażam się na atak, w równie zakłamanym, co nie pustym naparstku rzeczywistości, przywołując -przyjaciela- o zapachu stęchlizny.
Będzie mnie pochłaniał, kawałek po kawałku, wydobywał z ciała najwartościwszy kąsek. Zarazi mnie zmorą, pognite ciało scali się z upadłym duchem, kwiląc w konwulsjach, krzycząc o niesprawiedliwości.
Uśmiechnę się z pogardą i dam temu sczeznąć, bo już dawno zamierzałam porzucić ten obłęd.
_❤️🔥_[]_❤️🔥_
Wiersze (może czasem przemyślenia), mojego autorstwa. Wszystkie prawa zastrzeżone, itd. itp.
Tematyka przewodnia - śmierć (choć to może się w pewnym stopniu zmienić)
Częstość dodawania rozdziałów - w zależności od różnych czynników, czytaj - Wolno Pisane