Każdy z nas ma taką osobę, która go irytuje jak tylko pojawi się w zasięgu wzroku bądź słuchu. Jest jak irytujący owad, swędzące ugryzienie czy przeklęty puzzel, który nigdzie nie pasuje. Łapiecie o co mi chodzi? Właśnie tym od zawsze była dla mnie Sophie Westhorn. Jej laleczkowa twarz, wysoki głosik i maniery rozpieszczonej księżniczki. Pełen obraz przed wami. Kiedy jednak przez własną głupotę i ewidentnie odkryty w sobie gen bohatera jestem zmuszony obcować z nią bliżej okazuje się, że jej twarz zaczyna mi przypominać śliczną porcelanową lalkę, głos choć piskliwy i irytujący jest jednocześnie uroczy, a uszczypliwe komentarze zabawne. Miała być jedna noc, minął tydzień, potem drugi, a ja zaczynam rozumieć, że nieobecność Sophie Westhorn jest bardziej irytująca niż jej obecność.
Wpakowałam się w niezłą komedię, wiecie? Nie sądziłam, że kilka błędnych decyzji, manipulacji ze strony najbliższych (całkowicie nieświadomie złych) może wprowadzić takie zamieszanie w moje wydawałoby się uporządkowane życie. A już na pewno nie spodziewałam się, że w środku tego cyklonu zdarzeń znajdę się ramię w ramię z Maxem Beckettem. Najlepszy przyjaciel mojego starszego brata, największy lowelas w Bostonie i pewnie także poza nim. Narcyz XXI wieku w idealnie skrojonym garniturze i z aroganckim, głupokwatym uśmiechem na stałe przytwierdzonym do twarzy. Który z jakiegoś powodu nazywa mnie księżniczką. I żeby była jasność, w jego ustach nie jest to ani komplement, ani czułe słówko. Ale skoro w tej bajce mamy księżniczkę i jestem nią ja, to powinien znaleźć się też książę z bajki, prawda?
Romans z humorem i nutką pikanterii. Świetna zabawa i gorące doznania gwarantowane! Dla kobiet po trzydziestce, i nie tylko.
Miałam wszystko poukładane. Małżeństwo z dwudziestoletnim stażem, dom na przedmieściach, dobra praca, a w niej mężczyzna, o którym zdarzało mi się snuć marzenia erotyczne wzbogacające moje przeciętne życie.
Cisza, spokój, normalność. Zwyczajny świat dobiegającej czterdziestki przedstawicielki klasy średniej.
Dopóki wszystko się nie rozpieprzyło.
Nudny mąż okazał się nudny tylko w stosunku do mnie. Wobec innych jego stosunki były dalekie od monotonnych. Rozwód pewnie by mnie załamał, gdyby nie pewien przystojniak.
I co z tego, że młodszy?
I co z tego, że nieprzewidywalny?
I co z tego, że nawet jego najlepszy przyjaciel, przypadkiem będący moim ukochanym bratem, odradzał mi tę znajomość?
Przecież żadna, absolutnie żadna laska nie zrezygnuje z okazji, by przekonać się, jak smakuje Pan Niedozarżnięcia.
Prawda?