Rozkapryszony następca tronu w ramach kary zostaje zesłany do małej koreańskiej prowincji, w celu podreperowania swojego wizerunku. Kto się jednak spodziewa, że podczas tej podróży jego uczucia zostaną poddane ciężkiej próbie gdy pozna jedną z wolontariuszek w miejscowym domu dziecka?
- Wiesz.. ludzie mogliby się od ciebie uczyć. - zaczęłam, podczas składania ubrań w kostkę.
- Tak sądzisz? - dopytał, spoglądając na mnie przelotnie.
Te oczy.
- Tak. Chociażby następca koreańskiego tronu. Miał się dziś podobno zjawić, ale pewnie jest zajęty wydawaniem rozkazów i poprawianiem korony na swojej książęcej główce. - zażartowałam, otwierając następne pudło.
- Tak się składa, że jest zajęty bezinteresowną pomocą innym. - zaprzestał swoich działań, unosząc jedną brew ku górze.
- Doprawdy? Więc niby gdzie jest, kiedy jest potrzebny tutaj, w domu dziecka? - prychnęłam sarkastycznie.
- Stoi przed tobą. - surowy ton przejął kontrolę nad głosem młodego mężczyzny, a mnie zamurowało.
- C-co?
- Dziś wyjątkowo korona została w domu, ale następnym razem o niej nie zapomnę. - w tym momencie wiedziałam, że mam kłopoty.
Cholera jasna co ja narobiłam.
Spojrzałam na dłoń ciemnowłosego. Na małym palcu spoczywał sygnet następcy dynastii.
Matko.