Eden Kodachi spowijała promienna ciemność. Choć jej imię - nieprawdziwe, sztuczne, nadane wyłącznie w celach rygorystycznych - nosiło miano po największej planecie Układu Słonecznego, niknęło w cieniu nazwiska rodziny Kodachich i zaprowadzało trwogę, jak gdyby jego synonimem była nędza, chaos lub śmierć.
Choć Eden czyniła dokładnie to, co od wczesnego dzieciństwa namiętnie jej wpajano, nie zrodziła się w niej całkowita stanowczość z jaką powinna zgadzać się z dyktowaną doktryną jej ojca. Przywódcy Supernovy.
Otrzymawszy wymagające zadanie, musiała przed samą sobą zdecydować jaką drogą zamierzała podążać, a do dyspozycji pozostało jej wyłącznie: dziesięć godzin, celne oko i Takashi Mitsuya o wcale nie tak przeciętnym umyśle, jak z początku sądziła.
„
- Jowisz? - upewnił się, a na jego ustach zatańczyło rozbawienie. [...]
- To takie zabawne? - spytałam, unosząc pretensjonalnie jedną brew.
- Patrząc na to, że Jowisz jest w sumie największą planetą w Układzie Słonecznym to owszem, jest zabawne. - powiedział, patrząc na mnie i opierając się o biurko.
- Och? Czyżby? - zmarszczyłam nos, krzyżując ręce.
Takashi posłał mi zadziorny uśmiech, na którego widok mimowolnie poczerwieniałam. [...]
- Bo jesteś niziutka. - skwitował, uśmiechając się złośliwie.
- Przysięgam, jeszcze jedno słowo, a ci przywalę!
"
Fragment opowiadania.
✶
Opowiadanie typu: Takashi Mitsuya x Oc
Żadne zdjęcia nie należą do mnie, podlegają wyłącznie mojej obróbce.
Świat Tokyo Revengers należy do Ken'a Wakui.
- Co jest kurwa ze mną nie tak?- pytał rozpaczliwie sam siebie łapiąc się za głowę. Nie wiedział co się dzieje. Nie wiedział, gdzie obecnie jest. Wszystko wydawało się inne, wręcz mroczne - Dlaczego ja to mam, co się dzieje. Co kurwa ten jebany Natan mi zrobił? - panikował rozglądając się rozpaczliwie po pomieszczeniu. Wszystko było fioletowe. Nie wyglądało na to, że dalej był w swojej bezpiecznej komnacie. Miejsce w którym obecnie się znajdował przypominało grobowiec.Wielki, zimny, pełen pochodni płonących niebieskim płomieniem. Na samym jego środku był wielki, odwrócony krzyż nad którym unosił się jakiś człowiek. Wyglądał na złego maga, lub czarnoksiężnika. Ewron przełknął ślinę starając się przekonać samego siebie, że to wszystko co właśnie się działo, było tylko snem
- To nie tylko sen - przemówił głos - Zostałeś wybrany, a ja jeszcze po ciebie wrócę Lordzie - zakończyła tajemnicza postać, po czym szybko podleciała do Ewrona, który krzyknął i zakrył oczy, licząc, że w ten sposób postać zniknie.
Gdy je ponownie otworzył był w swojej tajemniczej komnacie, totalnie nie rozumiejąc co właśnie się stało. Był pewien jednej rzeczy. Znajdował się w wielkim zagrożeniu i cholernie bał się tego co miało wydarzyć się dalej...