Prawa śmiertelników istniały, by je łamać - czemu więc te anielskie miałyby być trwalsze?
Harriet mogła nienawidzić Edmunda, lecz z pewnością wiele ich łączyło. Jak ta ich niechęć przed umieraniem, przez którą oboje przetrwali walkę sprzed dwóch tygodni. Albo jak magia, która rozkwitała z każdym dniem, jakby świadoma cudów, których będą musieli dokonać, by zwyciężyć. Lub jak serce bijące w jej rytmie, lecz spoczywające w dłoni króla - przedmiot, który przypieczętował przeznaczenie. A przeznaczenie miało plany dla ich obojga. Zniszczyć świat lub uratować go w ostatniej chwili. Znaleźć drogę, lub zagubić się w ciemności. Zagrać rolę złoczyńcy czy bohatera. A to było ostatnie podobieństwo, które wymieniłaby Harriet; żadne nie nadawało się na bohatera, za to świetnie zagraliby złoczyńców.
W ręce Liloo trafia stara lampa, przypominająca tę z historii o Alladynie. Okazuje się, że porównanie jest jak najbardziej słuszne, a dziewczyna nieopatrznie uwalnia uwięzionego w niej od setek lat ducha. Obiecuje on spełnić jej pięć życzeń, ale okazuje się, że to nie jest takie proste, jak się na początku wydaje. Dżin niezbyt przejmuje się konsekwencjami, złośliwy los wtrąca swoje trzy grosze i po krótkim czasie Liloo dochodzi do wniosku, że życie bez baśniowego stwora było o wiele łatwiejsze. Gdzie zaprowadzi ją magia i czy naprawdę życzenia dadzą jej szczęście?