Kiedy Krąg zostaje zmuszony, aby wysłać go do Zakonu Rycerzy i wspomóc ich w walce ze złem, był wściekły. Bo jak miał opuścić swoją ciepłą, bezpieczną wieżę - która wcale aż tak bardzo mu się nie podobała - na błoto, krew i wojnę. Jeszcze czego. Na nieszczęście jednak miał do powiedzenia tyle co nic, więc wyruszył. Rycerze byli zupełnie inni niż w legendach i marzeniach gawiedzi. Wulgarni, brutalni i brudni, a pobożność widzieli jedynie w księgach. A jednak wśród nich był ich dowódca - ten był całkowitym przeciwieństwem, który co więcej nie znosił magów bardziej niż ktokolwiek, z kim wcześniej miał do czynienia, więc szybko dał do zrozumienia, co sądził o nowym współtowarzyszu niedoli. A on obiecał sobie jedno: że zetrze ten pobożny uśmieszek z twarzy kapitana, choćby było to ostatnim, co zrobi podczas tej wojny.