A w okolicach trzeciej przychodził ból. Jak dobry znajomy, najlepszy przyjaciel, którego sekretnie nienawidzi. Codziennie, w gorsze dni towarzysząc mu cały dzień, w lepsze - tylko do rana. Radzi sobie z nim, chociaż myśli ma zamglone. Obsługuje nielicznych nad ranem klientów, chociaż wzrok przesłaniają mu często łzy. Uśmiecha się, chociaż ma ochotę krzyczeć. O trzeciej Jimin już nic nie robił w sklepie. Rozpaczliwie zaciskał dłonie na materiale jeansów, nie mogąc się skupić na utrzymaniu miarowego oddechu. Ból wyciskał z jego płuc resztki tlenu. To nie jest zwykły ból. Do zwykłego bólu Jimin przywykł. Ból siniaków, kiedy źle postawił nogę go bawił. Zadrapania szczególnie agresywnych gałęzi zawsze wydawały mu się słodkie. Zakwasy po treningach traktował jak część siebie samego - one zawsze były gdzieś obecne. Naciągnięte mięśnie, drobne kontuzje, Jimin to wszystko znał i lubił, bo był to efekt wolności, której pragnął i do której sam dążył. Ból był zaproszony, był, bo go chciał. Ten ból był jak intruz w domu. Palił mięśnie do czerwoności. Wyciskał pot na kark i czoło. Jimin w nim trwał. Nie potrafił sobie z nim radzić. Rozgrzane żelazo tuż pod skórą było nieprzyjemnym przypomnieniem o poczuciu zdrady i śmierci.All Rights Reserved