Przeglądając codzienną prasę dostarczaną pod drzwi doszukuję się nie jakiego wydarzenia, w którym to potrzebują 6 śmiałków, którzy napiszą reportaż o opuszczonym psychiatryku. Przez chwilę zastanawiam się, czy nie wziąć może udziału. Suma za wydarzenie jest dość pokaźna, bo aż 5000 dolarów. Jak za przespanie siedmiu dni w rujnującym się budynku to strasznie dużo, praktycznie pieniądze za nic. Zainteresowana, spisuję numer na małą, białą, kwadratową karteczkę.
Podciągając nogi na kanapę, wzięłam ze stolika swój kalendarz i zobaczyłam czy mam wolny termin. Nie zważając na nic wybrałam numer z kartki.
Pierwszy sygnał... drugi...trze...
- Tak, słucham - odezwał się donośny męski głos.
- Ym, dzień dobry, dzwonie w sprawie ogłoszenia o reportaż.
- Niestety, nie ma już miejsc. - zaczęły rozbrzmiewać szepty tak jak by ktoś właśnie wszedł do mężczyzny. - Proszę poczekać.
Czekałam z telefonem w ręku z dobre trzy minuty. Już miałam się rozłączyć.
- A więc, ma pani szczęście, gdyż okazało się, że jeden z osób zgłoszonych okazał się niepełnoletni. A zatem mogła by pani zawitać u nas jutro około trzynastej?
- hm... tak oczywiście, a mogłabym prosić o adres?
- Ależ naturalnie. Waddell Street. Dokładny numer wyślę w sms'ie. Do widzenia.
- Do widzenia - nastąpił ciche piknięcie oznaczające rozłączenie. Rzuciłam komórkę na stół i poszłam do kuchni coś ugotować.
Gotowanie skończyło się nad wrzuceniem popcornu do mikrofali.
Usiadłam z powrotem na kanapie zajadając się jego słonawym smakiem i przy okazji głaszcząc Lucyfera. Nazwałam go tak, ponieważ jest cały czarny i ma nie naturalnie czerwone oczy. Ale wydaje się być przyjaznym kotem...