Leora musi chronić ludzi, którzy irytują ją chyba jak mało kto. Gdyby mogła, to własnoręcznie pozbyłaby się przynajmniej połowy z nich, a następnie wzięła urlop i popłynęła jak najdalej od tego cyrku. Niestety nie jest to możliwe, przez co teraz musi użerać się z królobójcą, mściwą suką, starym dziadem i upierdliwym maminsynkiem. Już chyba gorzej być nie mogło.
Selia broni dużego i potężnego rodu, który wydaje jej się, że jest jedyną normalną rodziną w Westeros. Istnieje jednak jeden, znaczący problemem w postaci ilość osób, która znajduje się pod jej opieką. Czasami mimo ogromnych chęci po prostu nie da się uratować wszystkich. Ona jednak postara się zrobić wszystko co w jej mocy, by to osiągnąć.
Nyra od dawna przyzwyczaiła się do życia za Murem, z dala od największych dramatów Siedmiu Królestw. Miała proste zadanie, chronić Północ oraz mieszkających tam Dzikich. Pewnego dnia jej misję komplikuje pewien bękart z towarzyszącym mu wilkorem. Gdyby tego było mało, to Inni zaczęli gromadzić swoje siły i szykować się do ataku. Jakim cudem ona się w to wszystko wplątała?
Talia zawsze uważała, że to jej trafiła się najgorsza robota. Członkowie rodu, którego przyszło jej chronić, albo się mocno kochają (i to nie w kontekście rodzinnej miłości, tylko bardziej tej romantycznej), albo próbują pozabijać siebie nawzajem. Choć jakby się tak zastanowić, to czasem jedno nie wykluczało drugiego. I po środku tego całego chaosu stoi ona, która z całych sił stara się nie zwariować.
Brynn była z natury raczej łagodną osobą, dlatego cieszyła się, że to akurat jej trafiła się ta bardziej spokojna rodzina. Nigdy nie było tam jakiś wielkich dramatów, a przynajmniej do czasu. Obecne pokolenie sprawia więcej kłopotów, niż wszystkie poprzednie razem wzięte, a ona zaczyna mieć już tego wszystkiego dość.
Czy da się tak szybko zakochać?
Isabel zawsze wierzyła w miłość od pierwszego wejrzenia, ale nie wiedziała, że jej miłość nadejdzie tak szybko i, że to będzie przyjaciel jej brata.
Bo prawdziwe zing zdarza się tylko raz...