W odległej wiosce, gdzie cienie drzew splatały się z nostalgicznym szumem wiatru, narodziła się historia o bezimiennym chłopaku. Jego serce było jak otwarta księga, a myśli jak strony wypełnione tajemniczym atramentem. Był on smutnym marzycielem, którego umysł wędrował daleko poza granice codziennego życia. Zanurzony w refleksjach, często mylił rzeczywistość z imaginacją, a świat zewnętrzny stawał się dla niego mglistym obrazem, pełnym melancholii. To opowieść o młodzieńcu, który za dużo myślał, a jego dusza, zapieczętowana w ciemnościach, czekała aż będzie mogła ujrzeć światełko w mroku smutku.
-Mogę uznać cię za swoją własność? - Zapytał.
-Słucham? - Obróciłam się zaskoczona.
-Pytam, czy mogę uznać cię za moją własność?
-Zależy, w jakim sensie. - Uśmiechnęłam się kusząco.
-Dobrze wiesz, w jakim. - Popatrzył na mnie zmrużonymi oczami, bo choć Słońce było nisko, to świeciło dość mocno.
-Chyba tak. - Odpowiedziałam i machając na pożegnanie, skierowałam się do domu.