Będąc małą dziewczynką marzyłam o wielu rzeczach, niekoniecznie teraz bym do nich wróciła. Większość była bezsensowna i nie mająca jakiegokolwiek sensu. Ale najważniejszym moim marzeniem był spędzony wspólnie czas z rodziną. Marzyłam o prawdziwych świętach. Marzyłam o spędzonym czasie z rodziną, gdzie nie liczy się praca, lecz otaczające nas osoby. Chyba każdy marzy o wielkiej choince, którą wszyscy wspólnie ubieramy. Mikołaju, który przynosi prezenty. O wspólnym spędzonym czasie z rodziną, gdzie każdy siedzi przy wigilijnym stole. Marzyłam tak kilkanaście lat, później przestałam i stałam się jak moi rodzice. Święta nie miały dla mnie znaczenia. Nie było w nich nic szczególnego, do momentu, w którym znalazłam się w nieodpowiednim miejscu i czasie. Czasie, który stał się dla mnie wyjątkowy. Czy z prawdziwej królowej lodu, z prawdziwego Grinch'a narodzi się nowa osoba, która będzie marzyć w dalszym ciągu tak samo jak ta mała dziewczynka?