Gdybym tylko nie wiedziała, o życiu po śmierci ani nie widziała tego czego inni nie mogą ujrzeć, wszystko byłoby inne. Jest to uporszywe i doskwierające, jednak nic nie byłoby takie same gdyby nie ona, albo raczej "ono"? Nie wiem, nie przeszkadza jej to w żaden sposób, dla niej ważna jestem tylko ja i nikt inny, ale czy tak jest naprawdę? Czy jestem tylko jej biletem na dłuższe życie?