- Twoi rodzice nie chcą współpracować. Tak mi przykro. - mówi z uśmiechem, a ja nie mogę zapanować nad szybkim biciem mojego serca. Jego dłonie są pokryte krwią, a ja nie mogę powstrzymać obrzydzenia. Czuję jak wnętrzności podchodzą mi do gardła, ale przełykam szybko ślinę by nie zwymiotować.
- Kłamiesz - dyszę głośno, kręcąc się niespokojnie na krześle. Moje ręce są związane za moimi plecami i czuję ból przy każdej próbie uwolnienia się. - Błagam Cię, wypuść mnie.
Zaczynam szarpać się, chcę się stąd wydostać. Słyszę odgłos uderzenia, a po chwili czuję ogromny ból policzka. Moja twarz pod wpływem uderzenia przekręca się w bok. Zaciskam mocno usta by tylko nie płakać. W szkole uczono mnie by nie okazywać słabości i tym razem też nie miałam zamiaru tego robić.
- Uśmiechnij się. - krzyczy mi prosto w twarz, a potem czuję jak przykłada mi zimny nóż do ust. A później czuję już tylko ból.