Dochodziła dwunasta, gdy Caroline gwałtownie się przebudziła. Miała rozszerzone źrenice, a tętno galopowało w zawrotnym tempie. Rozejrzała się po pokoju, z ulgą stwierdzając, że znajduje się we własnych, zacisznych czterech ścianach. Kładąc dłoń na klatce piersiowej, by uspokoić skołatane serce, drugą sięgnęła po budzik i głośno westchnęła. Znowu przespała swoją poranną gimnastykę, zresztą nie pierwszą i nie ostatnią. Powoli wygramoliła się spod kołdry i stawiając stopy na zimnej posadzce, swoje kroki skierowała do kuchni. ' Mmm, kawa, to jest to ' pomyślała, włączając ekspres, jednocześnie wyjmując mleko z lodówki. Upijając łyk zimnego, białego płynu, postawiła karton na kuchennym blacie i poszła włączyć muzykę. Czekając na kawę, poruszała biodrami w rytm spokojnego taktu, który zawsze puszczała, gdy dopiero wstała. Zamknęła oczy, lecz to okazało się złym pomysłem. W jej głowie zaczęły pojawiać się fragmenty wspomnień, które usilnie od roku próbowała wyprzeć. Krew znajdująca się wszędzie dookoła, pokrywająca każdy centymetr kwadratowy. Ból wypisany na twarzy kogoś jej bardzo bliskiego...