Powtarzalność w życiu zawsze sprawiała, że czułem się pewniej. Bezpieczniej. Gdy wiedziałem co przyniesie jutro, czego dokładnie mogę się spodziewać. Odcięci od świata zewnętrznego, każdy zostaje zdany wyłącznie na siebie. Wszystko zmieniło się, gdy do mojego, względnie poukładanego życia, wszedł on. Theodore Vasquez. Brudnymi butami, zostawiając mokre ślady na zapętlonej ścieżce, którą samotnie kroczyłem. Jego każdy ruch był chaotyczny, nieprzemyślany, ale zawsze kroczył pierwszy. Jednak zawsze spoglądał z uśmiechem za siebie, jakby chciał się upewnić czy nie oddaliłem się zbyt mocno. Ktoś pod maską względnej niewinności, skrywał twarz potwora. Odpowiedź na pytanie "Kto jest mordercą?" wcale nie wydawała się tak prosta, jak mogłoby się wydawać...