Ten jakże zwyczajny, mroźny wieczór niczym nie zwiastował sytuacji, która nastąpiła w ich wspólnym mieszkaniu. Ta decyzja zostanie z nim już na zawsze, zamiast niego, mimo iż za kilka dni oboje mieli przed sobą złożyć przysięgę w małym klasztorze wśród zaufanych ludzi. Upieczętować ich wzajemne uczucia, po których zostały już tylko wspomnienia, niespełnione marzenia.
Kroplę deszczu dudniły w szyby zaparkowanego samochodu, a jego cichy szloch rozprzestrzeniał się pośród ścian. Stróżki łez spływały po jego jeszcze zaczerwienionych policzkach. Nie potrafił nabrać głębszego oddechu, a myśli pędziły jak nigdy dotąd, mimo iż on stał w miejscu.
Odebrał sobie swoje jedyne szczęście, źródło nadziei, miłość, do której nie potrafił się przyznać. Obawiał się jutrzejszego dnia, następnego tygodnia, kolejnego miesiąca - przyszłości bez niego. Zakończył ich wspólną historię w najgorszy możliwy sposób, upewniając się, że żaden z nich nie będzie mógł więcej o tę relację zawalczyć. Przecierpieli razem wystarczająco, doprowadzając się do najtragiczniejszego końca.
Jednak, czy było warto?
Nigdy więcej nie spojrzy w jego cudowne, hipnotyzujące oczy, nie zasmakuje jego słodkich ust, nie poczuje ciepła jego ciała, nie zaśnie obok, rozplanowując ich wspólną przyszłość. Nie zobaczy więcej osoby, dzięki której chciał żyć. To nie była bajka, a prawdziwe życie, które obdarzyło ich labiryntem przez życie, bez możliwości wybrania odpowiedniej ścieżki.
Ich serca już na zawsze pozostaną rozbite na milion kawałków jak kruchy lód, po jakim stąpali przez ten cały czas. Obaj przegrali tę bitwę.
••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••
Fanfiction Erwina i Montanhy.
Edycja: @scorpiosaro
Kiedy Harry Potter zjawia się w Hogwarcie, jest zupełnie inny, niż wszyscy przypuszczali. Jest cichy, wycofany, nigdy nie podnosi głosu i nie szuka przygód, a wszystkie szkolne zwierzęta lgną do niego. Jaką tajemnicę skrywa i czy komuś uda się ją odkryć?