Ciężko jest wyzbyć się uczuć, nawet jeśli cały świat wali ci się na głowę. Jeszcze trudniej jest patrzeć i starać się wyzbyć nienawiści w kierunku tych, przez których znalazłaś się w tak beznadziejnej sytuacji, i za których pośrednictwem tracisz najbliższe ci osoby. Codzienna walka z samym sobą, wzbierająca się w tobie nienawiść, głęboko stłamszona gdzieś tam, w środku. A to wszystko zwieńczone małym, romantycznym przebłyskiem, które od dnia wypadku zaczęło przygasać, aż zastąpiło je uczucie złości i żalu. Ten ból powoli cię niszczy, osadzając się w najczerniejszych zakątkach twojego umysłu, tworząc obawę, że ujawni się w najgorszym momencie. Powoli to wszystko przemienia się w gorzką melancholię, zabierając z każdym dniem kolejne chęci, by żyć. A kiedy wszystko zaczyna się układać i w końcu pojawia się ten jeden, przyćmiony promyk nadziei na lepsze jutro, u twych stóp stają oni, pieprzeni Peaky Blinders, w dodatku prosząc o przysługę. Ironia losu - mogłabyś rzec, w końcu jedyną prośbę, jaką składałaś Bogu od ponad dwóch lat było, by nigdy więcej już nie usłyszeć o nazwisku Shelby. Najwidoczniej niebiosa maja niezłą zabawę.
Kobieta zmarszczyła żałośnie brwi, skrzyżowała ramiona na piersiach i bezwładnie oparła się barkiem oraz czołem o framugę.
„Przepraszam", powiedziała cicho.
Powoli uniósł swój ulubiony, gliniany kubek z zimną już kawą. Upił łyk. Wciąż się nie obrócił.
„Twój pies wiernie czekał w budzie."
Słowa zabolały, a drżący głos, którego nie słyszała od miesięcy, tylko wzmógł cierpienie.
I - Nieoficjalnie
II - Chłód
z dedykacją dla mariposki
z podziękowaniami dla missAxr