Świat zamieszkują cztery rasy: ludzie, wampiry, wilkołaki i wiedźmy. Ludzie, z natury obawiający się tego, co nadprzyrodzone, nie potrafili zrozumieć istnienia istot posługujących się magią, co budziło w nich przerażenie.
Ludzkość uznała wiedźmy za zagrożenie. Ich magia mogła zabić, bez trudu pozbawiając życia. Uważali, że wszystko, co złe, jest winą magii; według nich, wszelkie nieszczęścia miały swoje źródło w nadprzyrodzonych mocach.
W rezultacie podjęli wielkie polowanie na czarownice. Wiele z nich zginęło, broniąc się, ale ich wysiłki okazały się bezskuteczne. W końcu najwyższa z czarownic, pragnąc ocalić swój gatunek, zabrała ze sobą te, które przeżyły - zaledwie dwieście wiedźm. Znalazły bezpieczne miejsce, gdzie ukryły się na kilkanaście lat. Dopiero po tym czasie zdecydowały się ujawnić. Tym razem były bardzo ostrożne, pragnąc, aby ich magia kojarzyła się z czymś dobrym.
Ujawniły się jako znachorzy, medium, jasnowidze i pomocnicy dusz. Ich plan powiódł się - przestały być postrzegane jako mroczna siła, a stały się wsparciem, z którego korzystały wszystkie rasy.
Jedną z tych wiedźm jest Elizabeth, dziewczyna uznawana za jedną z lepszych uzdrowicieli. Wieści o jej umiejętnościach rozeszły się szeroko, przyciągając kolejnych gości.
Wśród nich znalazło się kilka wilkołaków, które prosiły ją o pomoc. Pojechała bez wahania, nie wiedząc, co napotka na nieznanych terenach, a raczej, kogo spotka. Zimnego i upartego wilkołaka, który dąży do perfekcji w swojej karierze, wilkołaka, który nie chce swojej mate
Obecność wiedźmy na terenach watahy sprawi, że wilkołak zacznie pragnąć jej towarzystwa, zacznie czuć zazdrość kiedy Elizabeth będzie pracować z innymi. Zapragnie jej całej, tylko dla siebie lecz uświadomi to sobie, gdy będzie już za późno.
Kamienne ściany szybko wysysały ciepło z pomieszczenia, a w jego postępującym wyziębianiu niemały udział miał też hulający za oknem lodowaty, późnojesienny wiatr. Wciskał się przez nieszczelności okiennych ram, z których zdarto aksamitne, miękkie kotary, by uczynić z nich okrycia choć trochę chroniące przed chłodem.
- Co będzie z nami? Tylko my zostałyśmy. Co z nami uczynią? - Drżącym głosem pytała młodziutka, jasnowłosa Imeni. Stara Nakari objęła ją i przytuliła jej głowę do swej piersi.
- Nic się nie martw się, moje dziecko. Skoro żyjemy do tej pory, to raczej nie grozi nam już śmierć. Pewnie wkrótce wypuszczą nas stąd i pozwolą wrócić do domów.