Jestem Iga. Mam 10 lat. Mieszkam z siostrą Anią, lecz ona twierdzi, że to imię jest brzydkie i zostałam zmuszona nazywać ją Fluttershy. Ta ksywka do niej nie pasuje, bo ma charakter jak Pinkie Pie, ale... tak naprawdę to w jej duszy kryje się lękliwa, cicha i kochająca zwierzęta dziewczynka. Jesteśmy razem w trudnej sytuacji. Ojciec wypłynął w daleki rejs. Nie wiadomo czy jeszcze żyje. Pewnego wieczoru razem z mamą siedziałyśmy w naszej drewnianej chatce. Mama robiła na drutach, a ja czytałam Ani książkę. Był wielki wiatr. Na stole stała świeczka. Bajka na dobranoc opowiadała o królewnie i 2 koniach. Nagle wpadł wielki podmuch wiatru przez zbite okna. Był taki silny, że przewrócił świeczkę. Dom się zapalił. Matka wyniosła śpiącą Anię, Ja wybiegłam, ale matka się nie uratowała. Umarła. Po kilku dniach zabrano nas do domu dziecka, lecz gdy minął rok to miejsce zostało zamknięte. Ja i Ania wylądowałyśmy w Warszawie. Przygarnęła nas kobieta z kamieniem zamiast serca. Miała na imię Magda. W biurze na piętrze pracował jej mąż Henryk. Był surowy i dlatego trzymałyśmy się z Anią daleko od tamtego miejsca. Kazano nam być zawsze cicho, sprzątać pokój codziennie, nie wychodzić za ogrodzenie, czyścić ich konie, podlewać kwiaty, nie dotykać kotów, myć naczynia i robić sobie posiłki. Trochę się zmęczyłyśmy po pierwszym dniu.