Aurelia była dziewczyną, która nie wpisywała się w ówczesne kanony piękna. Jej uroda nie przyciągała uwagi, a ona sama zdawała się ginąć w tłumie przeciętności. Mimo to w społeczeństwie zajmowała szczególne miejsce - była tematem rozmów, niewyczerpanym źródłem plotek i obiektem nieustannych ocen, jakby wszyscy wokół znaleźli w niej lustro dla swoich osądów. Dla niej samej była jednak trzynastym powodem - cichym ciężarem, który nosiła w sercu. Każde słowo, każdy szept na jej temat stawał się kolejnym kamieniem dokładanym do jej własnego świata wątpliwości i bólu. Aurelia nie potrzebowała innych, by ją osądzać - sama była swoim najsurowszym krytykiem, a w lustrze widziała nie osobę, lecz zlepek cudzych opinii, które uczyniły ją więźniem samej siebie.
WITAMY W HIDDEN HIGH SCHOOL!
***
- Wiesz, jak to jest? - zaczęłam drżącym głosem, ledwo powstrzymując łzy. - Jak to jest każdego dnia patrzeć w lustro i widzieć kogoś, kogo nienawidzisz? Jak to jest czuć do siebie obrzydzenie tak głębokie, że aż dławi? Kiedy byłam dzieckiem, wierzyłam, że ktoś mnie pokocha. Marzyłam, że znajdzie się ktoś, kto spojrzy na mnie inaczej, kto dostrzeże we mnie coś wartego uwagi. Ale teraz wiem, że mogłabym zrobić wszystko - zmienić się, krzyczeć, błagać - a to i tak niczego nie zmieni.
Zrobiłam krok do przodu, zaciskając pięści. Mój głos był pełen bólu, ale i rezygnacji:
- Wiesz, jak to jest, gdy wszyscy wokół wydają się tonąć w miłości, oddychać nią, żyć nią? A ja? Ja stoję z boku, patrzę na to wszystko i wiem, że nigdy nie będę częścią tego świata.Bo jestem zepsuta. Złamana. I nikt, nigdy, nie pokocha czegoś takiego jak ja.
Słowa wychodziły ze mnie z gniewem i bólem, ale pod nimi kryło się coś gorszego - bezsilność.
- Proszę bardzo, przedstawienie zakończone - rzuciłam z wymuszonym uśmiechem, po czym wyminęłam go bez słowa.
Winter Moon nigdy nie miała dzieciństwa - tylko obowiązki, cienie i ból.
Bita, upokarzana, zmuszana do dorosłości, zanim jeszcze nauczyła się marzyć.
A mimo to w jej oczach wciąż pali się światło - ciche, ale uparte, nadające jej życiu barw.
On - kalifornijski dziedzic, chłopak z marmuru i słońca,
ma wszystko, a jednocześnie nie ma nic. Całkowicie wyprany z emocji. Arogancki, zepsuty, pewny siebie do granic. Dla niego ludzie są tylko pionkami, a emocje - stratą czasu.
Do chwili, gdy spotyka ją.
Dziewczynę z bliznami zamiast snów, która odrazu przenika jego duszę.
Ona - jest dla niego wyzwaniem.
On - dla niej przestrogą.
Ale między nimi rodzi się coś, czego żadne z nich nie rozumie - coś, co jest jednocześnie destrukcją i ocaleniem.
Bo czasem to, co nas najbardziej rani, potrafi też nas uratować.
A nawet najbardziej zepsuta dusza potrafi rozpoznać dobro - jeśli tylko ktoś odważy się patrzeć wystarczająco długo.
To historia o bólu, miłości i cienkiej granicy między światłem a ciemnością.
O dziewczynie, która przetrwała piekło,
i chłopaku, który dopiero w jej oczach zobaczył, że sam od dawna w nim żyje.